Skitury marzyły mi się od kilku lat. Podczas, gdy Rafał już wielokrotnie doświadczył tej zimowej aktywności, ja do tej pory nie miałam okazji. Kiedy więc w pierwszy czwartek lutego, prognozy pogody zapowiedziały słoneczny weekend, postanowiliśmy wyskoczyć w Tatry. Plan był następujący: docieramy do Zakopanego w sobotę ok. godz. 9, wypożyczamy dla mnie sprzęt (Rafał ma swój), busem jedziemy na Zazadnią, skąd wyruszamy na Wiktorówki (które od dawna chciałam zobaczyć), a następnie na Rusinową Polanę. Stamtąd zjeżdżamy do Wodogrzmotów Mickiewicza, by podejść na nartach do schroniska w Morskim Oku. Udało nam się bowiem zarezerwować nocleg w starym schronisku. Kolejny dzień to okolice Morskiego Oka, zjazd na nartach do Zakopanego, termy, pyszne jedzenie i wieczorny powrót do Warszawy. Dobra trasa na skitury dla początkujących – trochę wysiłku, trochę frajdy. A jak było? Zapraszamy do lektury!
Wyruszamy z Warszawy w sobotę o godz. 3 nad ranem z nadzieją, że ok. godz. 9 zameldujemy się w stolicy Tatr. Niestety, tuż za Krakowem utykamy w korku (Zakopianka!) i do Zakopanego docieramy dopiero po godz. 11. Postanawiamy jednak trzymać się planu. Pogoda jest wspaniała – świeci słońce, na niebie nie ma ani jednej chmurki, jest w miarę ciepło, chyba nawet lekko dodatnia temperatura. Zostawiamy więc samochód na parkingu COS (Centralnego Ośrodka Sportu) i pędzimy do wypożyczalni Tatra Trade, która mieści się na kuźnickim rondzie Jana Pawła II. Ilość osób znajdująca się przed wejściem, uzbrojona w sprzęt skiturowy nie wróży nic dobrego… I rzeczywiście – na powitanie dowiadujemy się, że sprzętu w moim rozmiarze już nie ma – wszystko zostało wypożyczone. Rafał jednak nie odpuszcza i pyta kolejnego chłopaka z obsługi, w końcu nie po to przyjechaliśmy, by iść w góry pieszo i to w niskich butach podejściowych!
Jest nadzieja! Dostaję do zmierzenia pierwszą parę butów – gruby botek, więc może byłoby w miarę wygodnie, ale jednak są zbyt krótkie. Znajduje się druga para, tym razem, nowy model Dynafita, dobra długość, ale but sztywny z cieńszym botkiem, dla zaawansowanych. Ja będę pierwszy raz na skiturach, więc wracam do pierwszych butów, zastanawiam się, co zrobić. Niby wygodne, ale… jednak za krótkie. Zerkam przez okno na słońce, jest jeszcze wysoko, ale czas się pospieszyć. Trzeba wykorzystać maksymalnie tę sprzyjającą aurę – w Tatrach to nieczęsty fenomen. Podejmuję decyzję – wypożyczam Dynafity – buty dobre na długość ale o większym fleksie. Będzie co będzie.
Ze sprzętem wracamy na parking, przebieramy się, przepakowujemy i ruszamy na naszą skiturową tatrzańską przygodę! Łapiemy busa w kierunku Palenicy i po kilkunastu minutach lądujemy na Zazadniej. Tutaj znów chwila postoju – najpierw ja przechodzę krótkie szkolenie na temat obsługi wiązań, następnie kleimy foki do ślizgów, by móc podchodzić w górę i ruszamy! Pierwszy cel – Wiktorówki.
Podchodzimy szlakiem niebieskim, który wiedzie najpierw szeroką drogą Doliny Filipki, a następnie na rozwidleniu skręcamy w lewo i wchodzimy do Doliny Złotej. Teraz typową tatrzańską ścieżką pniemy się w górę. Ostatni odcinek przed wejściem na teren wokół Kaplicy Matki Bożej Jaworzyńskiej pokonujemy wygodniejszym, zimowym wariantem, skręcając w prawo przed bardziej stromym podejściem. Sanktuarium Maryjne na Wiktorówkach położone jest na wysokości ok. 1200 m n.p.m.
Tutaj robimy krótki postój na ciepłą herbatę. Zaglądamy do kaplicy i rzucamy okiem na symboliczny cmentarz ludzi gór znajdujący się na skalnym murze otaczającym kaplicę. Jest to miejsce, gdzie rodziny i przyjaciele upamiętniają swoich bliskich – zarówno tych, którzy zginęli w górach, jak i tych, którzy po prostu byli związani blisko z górami. Są tu m.in. tablice poświęcone Andrzejowi Zawadzie, czy Maćkowi Berbece.
Niestety nie możemy pozwolić sobie na dłuższy postój. Słońce jest już dość nisko i, co prawda przygotowani jesteśmy na wieczorną działalność – mamy czołówki, to kusi widok z Rusinowej Polany jeszcze za dnia. Startujemy więc dalej w jej kierunku. Tutaj przeżywam pierwsze, i – na szczęście na tej wycieczce jedyne – rozczarowanie skiturami. Pierwszy odcinek szlaku jest dość stromy i mocno wyślizgany, decydujemy więc, by przejść lasem obok szlaku. I to miejsce mnie pokonuje, mimo instrukcji Rafała, nie jestem w stanie odpowiednio przełożyć nart i poprawnie wykonać zakosu. Nie i już. Odpinam narty i najbardziej stromy odcinek pokonuję pieszo. Kiedy robi się bardziej płasko, wpinam narty ponownie i przyjemną ścieżką docieramy już bez problemów na Rusinową Polanę. A stąd widok na Tatry jest zachwycający… Przy dobrej pogodzie to jeden z piękniejszych widoków na Tatry Wysokie. Widać Lodowy Szczyt, Gerlach, Baranie Rogi, a dalej w prawo Ganek, Rysy i Mięguszowieckie Szczyty. Jest co podziwiać w pięknym świetle zachodzącego już słońca.
Na Polanie robimy kilka zdjęć i, z uwagi na późną porę, podejmujemy decyzję o zmianie planów. Zamiast czarnym szklakiem w kierunku Wodogrzmotów Mickiewicza, kierujemy się szlakiem niebieskim do Palenicy, wiemy bowiem, że ta ścieżka jest przedeptana i szybko doprowadza do drogi. Najpierw zjeżdżamy, ale tuż za granicą lasu odpinamy narty i ruszamy w dół pieszo, ścieżka jest wąska, wyślizgana i na tyle stroma, że nie decydujemy się na zjazd w świetle czołówek. W trakcie zejścia z plecakami obciążonymi dodatkowo nartami i butami nie czujemy się zbyt komfortowo na śliskiej, miejscami mocno wylodzonej ścieżce – czas założyć raki. Komfort i prędkość wzrasta i tak docieramy do Palenicy, skąd mamy do pokonania ok. 10 km do schroniska nad Morskim Okiem. Ja mam na tyle wygniecione stopy – wszak buty skiturowe mam na sobie po raz pierwszy – że nie decyduję się na pokonanie drogi na nartach. Ruszamy więc pieszo.
Po niemal 3 godzinach niespiesznej już wędrówki w świetle tzw. śnieżnego księżyca (nazwa pełni księżyca w lutym) i czołówek rzecz jasna, docieramy do schroniska nad Morskim Okiem. Ja jestem padnięta, ciężki plecak i czasami słabo przedeptana droga zrobiła swoje. Humor poprawia mi niespodzianka! Zamiast zarezerwowanego wcześniej noclegu w wieloosobowej sali w tzw. starym schronisku, dostajemy czteroosobowy pokój tylko na nas dwoje w tzw. Gazdówce. Gazdówka znajduje się na tyłach tzw. nowego schroniska, ma pokoje rozmieszczone na 3 kondygnacjach, wyremontowane sanitariaty, za to zamiast kuchni – stolik z czajnikiem. To nam całkowicie wystarcza – zalewamy liofilizaty, dowadniamy się i po szybkiej kolacji zasypiamy niemal natychmiast.
Kolejny dzień – niedziela, to już czysty relaks. Mimo, że czas wschodu słońca nie był dla nas łaskawy, ponieważ chmury wisiały dość nisko, to ok. godz. 9 nie było po nich już śladu. Najpierw zjedliśmy więc śniadanie w schronisku na słonecznej werandzie – naleśniki z serem i bitą śmietaną z pyszną kawą (z ekspresu!). A kiedy już nacieszyliśmy się widokami na Morskie Oko i otaczające je szczyty, ruszyliśmy na nartach w dół. Było ciepło, turystów podchodzących już całkiem sporo, a i sanie zmierzające na Włosienicę pojawiały się co chwila. Były też miejsca, zwłaszcza przed Wodogrzmotami Mickiewicza, gdzie musieliśmy przemieszczać się krokiem łyżwowym, nachylenie drogi bowiem było zbyt małe, by móc zjeżdżać. Nie można powiedzieć, żeby zjazd był wybitnie komfortowy, ale zabawy jednak mieliśmy co nie miara. A ileż zazdrosnych spojrzeń turystów i komentarzy w stylu: ci to mają dobrze!
Ok. godz. 14 wsiedliśmy na Palenicy w busa i wróciliśmy do Zakopanego. Wysiedliśmy w Kuźnicach na rondzie, oddaliśmy sprzęt i spacerem ruszyliśmy na zakopiańskie termy czyli do Aqua Parku. Godzina relaksu w jacuzzi z widokiem na Tatry rozświetlone zachodzącym słońcem – bezcenna! Zmęczone mięśnie rozmasowane. Następnie obiad w Stek Chałupie i ok. godz. 20 wyruszyliśmy do Warszawy.
Gdybyśmy ponownie mieli organizować pierwsze wyjście na skitury, zrobilibyśmy to inaczej – z noclegiem w Zakopanem i wyjściem „na lekko”. Frajdą jest możliwość przemieszczania się pod górę i zjazd na nartach, dotarcia do miejsc, gdzie nie da się dojechać na zjazdówkach ani na biegówkach. Jednak obciążenie ciężkim plecakiem i perspektywa pokonania sporej ilości kilometrów do miejsca z zaklepanym noclegiem, odbiera nieco przyjemności. W Tatrach jest mnóstwo możliwości, jeśli chodzi o skitury – krótsze i dłuższe trasy w reglu i te trudniejsze w wyższych partiach gór. Na początek, by nabrać wprawy i pewności kroku, proponujemy Wam oczywiście te mniej wymagające. Dobrym przewodnikiem po tatrzańskich trasach skiturowych jest przewodnik Wojciecha Szatkowskiego pt. Tatry na nartach. Przewodnik skiturowy.
Koszty (oprócz paliwa i jedzenia):
- wypożyczenie kompletu sprzętu skiturowego na dobę w Tatra Trade – 100 zł
- Wstęp do TPN to koszt 10,00 PLN, bilet ulgowy – 5,00 PLN (opłaty pobierane są od godz. 7:00). Można też kupić bilet przez Internet na stronie TPN (aktualizacja 2024 r.).
- nocleg w Gazdówce w Morskim Oku w pokoju czteroosobowym – 50 zł/osoba
- bus z Zakopanego na Zazadnią – 8 zł/osoba
- bus z Palenicy Białczańskiej do Zakopanego – 10 zł/osoba
- wejściówka na godzinę do Aquaparku w Zakopanem – 25 zł/osoba
- parking COS – 20 zł/doba za samochód.
O innych naszych górskich wycieczkach przeczytacie na blogu w kategorii Góry.
Jeśli podobają się Wam nasze posty, zapraszamy do polubienia strony Aktywnych w podróży na Facebooku oraz do śledzenia naszego profilu na Instagramie. Będzie nam również miło, jeśli udostępnicie ten post swoim znajomym.
Jeśli spodobał Ci się post, możesz nas wesprzeć stawiając nam wirtualną kawę. Tym sposobem wspierasz naszą twórczość.
Dodatkowo, stawiając nam kawę, masz teraz możliwość odebrania za darmo 45 dni dostępu do bogatej biblioteki audiobooków BookBeat!
Zostaw Odpowiedź