To nasze pierwsze podsumowanie podróżniczego roku na blogu. Trochę zastanawialiśmy się czy ma to sens skoro rok 2020 nie był łaskawy, jeśli chodzi o możliwość realizacji podróżniczych planów. Doszliśmy jednak do wniosku, że takie podsumowanie to dobra rzecz, pomaga bowiem dostrzec sukcesy (w końcu przecież mimo pandemii sporo od nas zależało!), spojrzeć na to, co się udało i na to, co w naszej opinii powinniśmy poprawić i wreszcie jest pewnym fundamentem do budowania planów na rok kolejny. No właśnie – kolejny rok, jaki on będzie? To ten obecny pokazał nam dobitnie, że w życiu nic nie jest pewne, że nie zawsze można zrealizować plany, że warto być elastycznym i że powinniśmy doceniać to, co mamy. Dlatego mimo wielu rozczarowań, patrzymy na te ostatnie 12 miesięcy jak na szklankę do połowy pełną, a nie pustą. Udało nam się bowiem zobaczyć miejsca, których wcześniej nie planowaliśmy, ale też dotrzeć do tych, które ciągle odkładaliśmy na później, bo np. trafiały się bilety lotnicze w dobrej cenie. Zatem zapraszamy na nasze podsumowanie 2020 roku! Znajdziecie tutaj również linki do postów, które powstały w minionym roku, a które mam nadzieję, będą sporą dawką inspiracji na rok kolejny!
Styczeń – Tatry
Rafał: Starym zwyczajem początek stycznia to wspinanie w Tatrach, choć tym razem było więcej zabawy i przygody niż samego wspinania. Popołudniowy pociąg do Zakopanego, wieczorne podejście do Murowańca z nadzieją na jakieś miejsce do spania. Udało się! Na miejscu była już też ekipa. Niestety (a może i stety) planowane przejście fragmentu Orlej Perci od Zawratu w kierunku Granatów przekształciło się w zabawy na ładnie wylanym lodospadzie powyżej Zmarzłego Stawu. Nęcił tak, że nie dało się przejść obok obojętnie. Zatem do wczesnego popołudnia były zabawy w lodzie, następnie podejście na Zawrat. Masa niezwiązanego śniegu i silny wiatr. Po przekopaniu części grani i wobec stale zwiększającego się wiatru, zapadła decyzja o odwrocie. Potem już tylko zejście niżej, wykopanie jamy i odpoczynek oraz gorący posiłek (liofy). Powrót do Murowańca w urywających głowę podmuchach halnego oraz pyle śnieżnym gipsującym każdą najmniejszą szczelinę. Ot, uroki zimowych Tatr!
Luty – skitury w Tatrach i Rafał na lodospadach w Norwegii
Początek lutego to spełnienie naszego małego marzenia – wreszcie udało się doświadczyć wspólnie skiturów w Tatrach! Dla Rafała to nie było nic nowego, ja zaś po raz pierwszy miałam na nogach buty i narty skiturowe. Było krótko, bo tylko weekend, ale mega intensywnie. Słońce, lekki mróz, warunki wręcz idealne. Wyruszyliśmy z Zazadniej, przez Wiktorówki na Rusinową Polanę, skąd najpierw zjeżdżaliśmy, a potem uzbrojeni w raki zeszliśmy do Palenicy niebieskim szlakiem. Z Palenicy zaś ruszyliśmy w blasku księżyca drogą do Morskiego Oka, ponieważ w schronisku czekał na nas nocleg. Kolejny dzień to już czysty relaks. Zjechaliśmy na nartach do Palenicy, po czym wskoczyliśmy na chilloutową godzinkę na zakopiańskie termy czyli do Aqua Parku. Ja złapałam skiturowego bakcyla, zatem w planach mieliśmy kilkudniowy wypad w marcu, kiedy warunki są najlepsze, a i dzień już całkiem długi. Jeśli myślicie o tym, by rozpocząć skitury i jesteście na początku skiturowej drogi, koniecznie zajrzyjcie do posta, w którym opisaliśmy nasz – jak niedługo później się okazało – jedyny w 2020 r. skiturowy wypad w Tatry
Pod koniec lutego Rafał poleciał do Norwegii na kilka dni lodowego wspinania.
Rafał: To były trzy, intensywne dni. Wieczorny przylot do Norwegii, znalezienie auta i kluczyków na kole w ciemnych okolicznościach parkingu i półtoragodzinna jazda do Åmot. Przepak, konfiguracja szpeju i ranem, z Sylwkiem byliśmy w drodze do Hemsedal. Sezon nie rozpieszczał. Słabo wylane lody w popularnych miejscówkach (Rjukan – praktycznie bez szans na wspinanie) – jedynie Hemsedal dawało nadzieje na zrobienie ‘metrów’ w lodzie. Z tym, że wyglądało na to, jakby cały świat zjechał do Hemsedal. Niemcy mówiący po norwesku, Szwedzi mówiący po polsku, Szkoci, Polacy, Węgrzy. Fajna mieszanka kultur choć.. na drogach bywało tłoczno. Najpierw krótkie drogi na rozwspinanie w Golsjuvet, potem Ønderdalsdiedret (WI4/M5) – ładna, mikstowa droga z czujnym lodem (polewka na skale) i przepięknym widokiem na Hemsedal, a następnie Ridalsberget (Torpo) urobiony do połowy – ze zjazdem z Abałakowa. Gdzieś tam z oddali słychać było o pierwszych przypadkach Covid w Oslo…
Marzec – kwiecień – lockdown czyli przede wszystkim blog
Od soboty 14 marca mieliśmy szlifować nasze umiejętności skiturowe w Tatrach, a jeszcze do środy 11 marca byliśmy pewni, że pojedziemy. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna… 13 marca wprowadzono lock down i uwięziono nas w domach. Na otarcie łez mieliśmy literaturę górską (o naszych ulubionych pozycjach pisaliśmy w poście – Zostań w domu | Literatura górska – co warto przeczytać), a czas spędzany w domu postanowiliśmy wykorzystać m.in. na przygotowanie zaległych wpisów na bloga. To wtedy właśnie powstały przede wszystkim posty opisujące nasze podróże po Kanadzie oraz dwa poradniki: Jak zwiedzać Norwegię i nie zbankrutować oraz Ekoporadnik czyli słów kilka o podróżowaniu bardziej ekologicznie.
Maj – mikropodróże czyli okolice Warszawy: Otwock, Wyspy Zawadowskie i Świderskie
Największą bolączką marca i kwietnia był dla nas bezsensowny i, w naszej opinii, niczym nieuzasadniony zakaz wstępu do lasu. Bardzo tęskniliśmy do leśnych spacerów, dlatego, jak tylko stało się to możliwe wyruszyliśmy na eksplorację okolic. Śmialiśmy się, że w czasie majówki mieliśmy oglądać most nad Sundem (i nie mam tu na myśli znanego serialu!), a oglądaliśmy most nad Świdrem. Wybraliśmy się na szlak w okolicach Otwocka w dużej części wiodący brzegiem Świdra, o nazwie trasa Andriollego. Most kolejki wąskotorowej, otwocka plaża nad rzeką, świdermajery oraz ławeczka Andriollego to atrakcje na trasie naszej wycieczki. Po ponad miesiącu spędzonym niemal w czterech ścianach cieszyły nas one jak Pompeje widziane ponownie po kilkunastu latach!
W maju odkryliśmy również Wyspy Zawadowskie i Wyspy Świderskie czyli rezerwaty przyrody położone nad Wisłą. Kiedy eksplorowaliśmy te miejsca, był bardzo niski poziom wody w Wiśle, dlatego „plaże” były ogromne. Poza tym urzekły nas tam cisza, spokój, możliwość obserwacji ptaków i piękny zachód słońca. A kiedy wróciliśmy na Wyspy Zawadowskie w lipcu, zrozumieliśmy, że w maju chodziliśmy po dnie Wisły! Poziom wody w Wiśle podniósł się po opadach deszczu i miejsce to wyglądało już zupełnie inaczej. O Wyspach Zawadowskich przeczytacie TU!
Czerwiec – Kielce i Świętokrzyskie
W czerwcu w naszym blogowym teamie pojawił się dron (zwany przez nas Doronem;-)) i w takim składzie ruszyliśmy w Świętokrzyskie. Kielce to moje rodzinne miasto, tym bardziej wstyd, że do tej pory na blogu nie było postu o stolicy Gór Świętokrzyskich! Zbieraliśmy więc materiały do wpisów o atrakcjach Kielc, a oprócz tego eksplorowaliśmy intensywnie okolice. Odkryliśmy rewelacyjny rezerwat przyrody nieożywionej Skałki Piekło pod Niekłaniem czyli osobliwe formy skalne: grzyby, kominy, ambony (kazalnice) i… co podpowie wyobraźnia. Zajrzeliśmy również do znajdującego się nieopodal rezerwatu Gagaty Sołtykowskie z marsjańskim krajobrazem i śladami gadów jurajskich sprzed 200 milionów lat! Odwiedziliśmy dworek Stefana Żeromskiego w Ciekotach i wdrapaliśmy się na znajdującą się w pobliżu Klonówkę. Wszystkie nasze świętokrzyskie posty znajdziecie tutaj – Świętokrzyskie.
Lipiec – Brok i okolice
Lipiec upłynął nam pod znakiem intensywnej pracy, nie tylko zawodowej. Zaangażowaliśmy się w budowę tarasu w naszym domku na wsi, dlatego weekendy spędzaliśmy właśnie tam. Jedynie popołudnia lub chociaż wieczory spędzaliśmy na wycieczkach rowerowych w okolicach Broku i w Puszczy Białej.
Sierpień – Białowieża
Kilka dni na początku sierpnia spędziliśmy na cudownym Podlasiu, a konkretnie w Białowieży. Co prawda zaraz po przyjeździe zaskoczyła nas ogromna ilość turystów, ale w związku z tym, że branża turystyczna nieźle ucierpiała wiosną podczas lock downu ostatecznie uznaliśmy, że nie ma w tym nic złego. Niebawem okazało się też, że to sama Białowieża oraz miejsca takie jak Rezerwat Pokazowy Żubrów, czy ścieżka Żebra Żubra przeżywają najazd, a na szlakach, które my wybraliśmy było wręcz pusto! Rozsmakowaliśmy się też w podlaskiej kuchni i staliśmy się wielbicielami tamtejszego tradycyjnego ciasta o nazwie Marcienek. Co zobaczyć w Białowieży i okolicach, a także o tym, czego skosztować będąc w okolicy przeczytacie tutaj – Podlasie.
Wrzesień – Tatry
Wyjazd, na który czekaliśmy długo w 2020 r., ponieważ dopiero we wrześniu mogliśmy wyjechać z Warszawy na dłużej. Zdecydowaliśmy, że zostajemy w Polsce i ruszyliśmy w nasze ukochane Tatry. Mieliśmy wyjątkowe szczęście, jeśli chodzi o pogodę – było nie tylko słonecznie, ale i bardzo ciepło, jak na tę porę roku. Co prawda np. po zejściu z Hali Stoły do Doliny Kościeliskiej ubieraliśmy się szybko w kurtki puchowe, ale przez większość dni nawet późne popołudnia były wyjątkowo ciepłe. Wykorzystaliśmy więc tę wspaniałą pogodę maksymalnie zdobywając m.in. Świnicę szlakiem przez Kasprowy Wierch czy Giewont przez Dolinę Małej Łąki. Pokręciliśmy się też w niższych partiach gór, gdzie oprócz Polany na Stołach, przeszliśmy Ścieżką nad Reglami, Doliną Kondratową oraz Strążyską, w Zakopanem zaś odwiedziliśmy tradycyjnie cmentarz na Pęksowym Brzyzku. A o tym, co zobaczyć w Zakopanem przeczytacie tu – Kulturalne Zakopane | Co zobaczyć i jak ciekawie spędzić czas w stolicy Tatr.
Październik – znów Białowieski Park Narodowy, tym razem w jesiennej odsłonie i podlaskie kolorowe cerkwie
Początek października to przede wszystkim jesienne spacery po okolicach czyli po Mazowieckim Parku Krajobrazowym, w którym jednak dominują drzewa iglaste. Dlatego spragnieni kolorowych liści i złotej jesieni odwiedziliśmy też Park Skaryszewski – naszym zdaniem najładniejszy z warszawskich parków. Pod koniec października wróciliśmy do Białowieży i to tutaj naprawdę nacieszyliśmy się złotą i kolorową jesienią. Szlak Dębów Królewskich okazał się strzałem w 10! Miejsce Mocy trochę nas rozczarowało, ale sam spacer wśród niesamowitych kolorów jesieni potraktowaliśmy jako atrakcję dnia. Najbardziej jednak ucieszyły nas żubry na wolności. Te ogromne zwierzęta pasące się na polanie na tle puszczy – wrażenie niezapomniane! Wracając do Warszawy odwiedziliśmy kilka słynnych kolorowych cerkwi oraz synagogę w Orli i tak oto Podlasie zostało naszym odkryciem 2020, wrócimy tam na pewno nie raz! Wszystkie nasze posty z Podlasia znajdziecie tu – Podlasie.
Listopad – okolice Warszawy: Bagno Całowanie
W listopadzie wróciliśmy w okolice Warszawy, gdzie odwiedziliśmy m.in. Bagno Całowanie i ścieżkę przyrodniczą „13 błota stóp”. Spacer po jednym z największych torfowisk Mazowsza to ciekawy sposób na spędzenie kilku godzin wolnego czasu, nie tylko dla miłośników przyrody. Wystarczy udać się ok. 40 km na wschód od Warszawy w okolice Celestynowa, by móc delektować się ciszą, spokojem, przestrzenią, a przy odrobinie szczęścia widokiem ptaków, a nawet zwierząt. To wszystko jednak możliwe jest w dzień powszedni lub w weekend o poranku lub przed zachodem słońca, w sobotę i niedzielę bowiem w ciągu dnia spotkacie tu mnóstwo turystów. Nam się spodobało to miejsce wyjątkowo, dlatego oprócz wpisu na blogu – Bagno Całowanie | Spacer po jednym z największych torfowisk Mazowsza, powstał też krótki film.
Grudzień – Grabarka
Na zakończenie roku Grabarka czyli Święta Góra Prawosławia. To magiczne miejsce na mapie Podlasia odwiedziliśmy z początkiem grudnia. Wspominamy je jako miejsce z niesamowitym klimatem… Drzewa lekko przyprószone śniegiem, cerkwie ukryte pośród krzyży dziękczynnych, popołudniowe słońce oświetlające elewacje świątyń, ale i ogrzewające nasze zmrożone dłonie… To był piękny dzień. Grabarka oddalona jest od Warszawy o ok. 150 km, od Białegostoku ok. 110 km, a od Lublina ok. 160 km, zatem nawet jednodniowa wycieczka wchodzi w grę. O Grabarce pialiśmy tutaj: Grabarka – Święta Góra Prawosławia | Magiczne miejsce na mapie Podlasia.
Zarówno dla nas, jak i zapewne dla wielu z Was, rok 2020 to rok z niezrealizowanymi planami, rok, który pokazał nam, że w życiu nic nie jest pewne, ale też rok, który pozwolił spojrzeć na podróżowanie z nieco innej perspektywy. Bo czyż jednodniowy wypad na okoliczne szlaki nie jest podróżą? No może mikro, ale zawsze! Kiedy publikujemy ten post trwają ferie zimowe inne niż wszystkie. Jak zapewne wiecie, niestety nie można korzystać z miejsc noclegowych, dlatego zachęcamy Was do potraktowania go również jako inspiracji do jednodniowych wycieczek. Poznawanie okolicy może być niezłą frajdą, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze w 2020 roku!
A co z rokiem 2021? Nie mamy konkretnych planów, mamy marzenia, które będziemy starali się spełnić. Będziemy elastyczni i będziemy starali się z każdej chwili wycisnąć to, co najlepsze. Czego i Wam życzymy na Nowy Rok!
Ewa i Rafał/ Aktywni w podróży
Jeśli podobają Ci się nasze posty, zapraszamy do polubienia strony Aktywnych w podróży na Facebooku oraz do śledzenia naszego profilu na Instagramie. Będzie nam również miło, jeśli udostępnisz ten post swoim znajomym.